Wywiady i inspiracje

Spojrzenie w głąb siebie. Rozmowa z Iwoną Guzowską

Iwona Guzowska FIRMER 2/2019
fot. materiały prasowe Iwony Guzowskiej
918wyświetleń

W biznesie jest jak w ringu. By stoczyć walkę o zwycięstwo, trzeba się do niej dobrze przygotować, poznać swoje mocne i słabe strony. W drodze do celu trzeba być też gotowym na ciosy i umieć się podnieść, kiedy powalą nas na deski.

O sile motywacji w pokonywaniu trudności i wyciąganiu dobrego ze wszystkich zdarzeń, których doświadczamy, rozmawiam z Iwoną Guzowską – mistrzynią świata w kick-boxingu i boksie zawodowym, która prowadzi warsztaty motywacyjne dla przedsiębiorców oparte na jej autorskim programie.

 
Pani wieloletnie doświadczenie zarówno w sporcie, jak i w biznesie sprawia, że zna Pani te dziedziny od podszewki. Na ile są to zbieżne światy i czy w ogóle można je ze sobą porównać?
Co łączy te światy? Bardzo dużo. Dlatego, że w każdej z tych dziedzin bardzo potrzebne są pewne cechy charakteru, ale też nastawienie do tego, żeby osiągnąć zamierzony cel, żeby to, co robimy, sprawiało satysfakcję.
 

Liczy się świadomy wybór, że akurat to, co chcemy robić, jest również tym, co sprawia nam przyjemność.

 
Tym, co lubimy, co jest dla nas wyzwaniem, a najlepiej jakby było pasją.
Czasami niestety wybieramy kierunek działalności czy dziedzinę w sporcie, bo ktoś nas do tego namawia, bo ktoś czegoś w tym kierunku od nas oczekuje, albo bo wydaje nam się, że w danym momencie jest to jedyny sposób na zrobienie biznesu, który pozwoli na utrzymanie się bądź lepsze zarobki. Tylko że wtedy, kiedy pojawiają się trudności, a te wybory nie wynikają z tego, kim jesteśmy i jakie są nasze wewnętrzne motywatory, bo jeszcze nie jesteśmy ich świadomi, bardzo trudno się zmotywować. Nie ma później czegoś takiego jak motywacja zewnętrzna. Po prostu jak przychodzi kryzys, nie mamy siły wstać z łóżka, nie mamy ochoty wysyłać kolejnych maili, wpadamy w nawyki prokrastynacji czy wręcz w unikanie obowiązków, trafiamy w ślepy zaułek, z którego już nie ma wyjścia. I wtedy trzeba podjąć odważną decyzję, żeby się wycofać. Ale jeśli już się wycofać, to przynajmniej na takich warunkach, które dadzą przestrzeń na wyjście z tej sytuacji, albo oświecą nas, co chcemy rzeczywiście zrobić.
Siłę trzeba znaleźć tylko w sobie?
Tak, zewnętrzna motywacja po prostu nie istnieje. To tylko czynniki, które nas do czegoś zmuszają, a nie coś, co nas motywuje do działania. To zasadnicza różnica, bo motywacja jest raczej czymś pozytywnym. To coś, co sprawia, że nam się chce. A kiedy nam się nie chce, to nie jesteśmy zmotywowani zewnętrznie, tylko do czegoś przymuszeni.
Dlaczego po zakończeniu kariery sportowej założyła Pani firmę i zaangażowała się w pomoc przedsiębiorcom?
Przede wszystkim dlatego, że taka jestem i taka jest moja osobowość. Nie wyobrażam sobie pracować dla kogoś. Znajomość i świadomość tego pozwoliły mi na podjęcie oczywistej decyzji: będę szefem sama dla siebie. Wybór dziedziny, którą się zajęłam, jest jak najbardziej spójny z tym, czym się zajmuję, i wyniknął z pasji.
Najpierw pracowałam z dzieciakami z domów dziecka czy z młodzieżowych ośrodków wychowawczych. Bardzo często słyszałam prośby, żeby z tymi dzieciakami pracować na stałe. Miałam kontakt także z biznesem, który w szczycie mojej kariery zapraszał mnie na tak zwane power speeche, które niosły za sobą coś więcej niż tylko ciekawą historię, bardzo często doprowadzając słuchaczy do łez. To była dla mnie bardzo istotna informacja zwrotna. To wszystko w połączeniu z moimi wewnętrznymi odczuciami, czyli z satysfakcją i z radością, które mi to przynosi, i z wyzwaniami, które zawsze są przed każdym wystąpieniem czy warsztatem z nowym klientem, sprawia, że mi się chce. Po prostu chce. To jest maszyna, która sama się napędza i to jest mi niezbędne. Są ludzie, którzy lubią strefę tzw. komfortu i wykonywanie powtarzalnych, tych samych czynności, a są tacy jak ja, którzy tego nienawidzą. Rutyna mnie po prostu zabija, demotywuje. Muszę być cały czas w ogniu wyzwania.
 

Iwona Guzowska
fot. materiały prasowe Iwony Guzowskiej

 
Czy występowanie na ringu różni się od występowania przed słuchaczami? Czy teraz pojawia się trema?
Nigdy nie miałam tremy przed publicznością. Jak wychodziłam do ringu, to szłam wykonać swoją pracę najlepiej jak potrafię. Dzisiaj wychodząc na wystąpienie, np. dla 200 osób, wśród których 90 procent to mężczyźni, nie czuję się zdeprymowana, ani jakoś specjalnie zestresowana, bo wiem, że też wychodzę po to, by wykonać jak najlepiej swoją pracę. Ale jest zasadnicza różnica. Teraz mówię bezpośrednio do ludzi i to oni muszą z tego coś dla siebie wyciągnąć. Kiedy wychodziłam do ringu, robiłam to wyłącznie dla siebie, a to że dostarczałam kibicom emocji, to sprawa wtórna. Jeżeli chodzi o wystąpienia publiczne, pojawia się dodatkowe wyzwanie. To przekonanie ludzi do spojrzenia w głąb siebie, do tego, żeby zechcieli sięgnąć po narzędzia, które im proponuję, i żeby zastosowali je w swoim życiu.
Cenne jest na pewno to, że stoi za Panią historia, że dobrze Pani wie, o czym mówi…
Tak, nie jestem teoretykiem. Warsztat, który zbudowałam, jest oparty nie tylko na doświadczeniach sportowych, ale także życiowych i biznesowych, bo ja przedsiębiorcą jestem praktycznie od zawsze. Każdy z nas ma fantastyczną historię i doświadczenia, które uczą. Czasem ta historia jest trudna, ale każda jest niezwykła i na pewno niepowtarzalna. Zawsze warto ją przeanalizować i przekonać się, ile rzeczy dokonaliśmy, ile rzeczy się w naszym życiu powtarza, jakie błędy powielamy. Ale to też wymaga odwagi. Jak zdobyć się na tę odwagę? Tego uczę na warsztatach.
Na co dzień spotyka się Pani z przedsiębiorcami działającymi od lat w biznesie lub z tymi, którzy dopiero chcą założyć własną firmę. Co wynika z Pani obserwacji? W jakiej są oni kondycji? Co ich boli? Z czym sobie nie radzą?
Każdy zupełnie z czymś innym, ale fundamentem wszystkich rozterek czy obaw jest zwykle brak spójności ze sobą. Brak perspektywy, która daje obraz samego siebie. Obraz tego, w którym kierunku chcą zmierzać, nie – powinni, a chcą. To jest niezwykle ważne. Okazuje się, że bardzo wiele wartości bądź pomysłów na biznes czy pomysłów w ogóle na życie nabywamy jako swoje, ale są zewnętrzne i nie wynikają z tego, kim jesteśmy. To prowadzi do wewnętrznego konfliktu.
Poza tym trudne są oczywiście też kwestie finansowe. Część osób nie wie, jak w ogóle rozpocząć swoją działalność, nie ma na start żadnych środków – to jest przeszkoda. Ale właśnie – zwracanie uwagi przede wszystkim na przeszkody, a nie koncentrowanie się na poszukiwaniu rozwiązań nas ogranicza i stopuje. Sprawia, że wydaje nam się, że jesteśmy w tym wspomnianym ślepym zaułku. A tak nie jest.
Czy dostrzega Pani różnice w podejściu do biznesu między kobietami a mężczyznami? Czy te obawy ciągle dominują u kobiet?
Tak, one są jak najbardziej widoczne. Pomimo tego, że kobiety są bardzo przedsiębiorcze, bardzo dobrze wykształcone, mają świetną intuicję, to nadal w siebie nie wierzą. Nadal uważają, że jeszcze nie są dość dobre, nie dość nauczone, nie dość wykwalifikowane itd.
A mimo to są badania, które pokazują, że kobiety na stanowiskach kierowniczych sprawdzają się doskonale.
Są fantastyczne, są skuteczne – ze względu na to wszystko, co wcześniej wymieniłam: i kompetencje, i intuicję, która jest tak niezwykle ważna w pracy z ludźmi.
 

Bo biznes to nie bezosobowa hybryda. To jest coś, co tworzymy my, ludzie.

 
Opiera się na relacjach. W sprzedaży to jest przecież tak bardzo uwypuklone! A tak naprawdę wszystko opiera się na związku sprzedaż–kupno.
A Pani? Z jakimi problemami zderza się jako przedsiębiorca? Znalazła się Pani w sytuacjach nie do rozwiązania?
Nie, muszę przyznać, że raczej nie. Ale patrzę oczywiście z perspektywy czasu. Wiadomo, że jak się coś dzieje, to wydaje nam się, że już świat zawalił się nam na głowę, ale ponieważ ja jestem nastawiona na poszukiwanie rozwiązań, to nawet po krótkim okresie szoku zaraz się zbieram i działam. Nie siedzę i nie rozpaczam. Dlatego mogę powiedzieć, że nie miałam sytuacji, która byłaby bez wyjścia, która byłaby przytłaczająco trudna.
W Polsce średnio co trzecia młoda firma upada w ciągu roku. Mimo wielkich ambicji ich właścicieli, tak właśnie wyglądają statystyki. Jaki ma Pani sposób na radzenie sobie z porażkami? Jak motywuje Pani do nieskładania broni i walki o swoje?
Ależ to nie są porażki! To są po prostu doświadczenia, które najlepiej jakby nas czegoś uczyły. Które zmusiłyby nas do analizy przyczyn – bardzo poważnej i głębokiej. Dlaczego rozpoczęliśmy ten a nie inny biznes? Jak byliśmy do niego przygotowani? Czego nie wzięliśmy pod uwagę? Dlaczego zrezygnowaliśmy? Nie można mówić o porażce. To nauka, z której wyciągamy wnioski.
Ja też takie doświadczenie mam za sobą… też zainwestowałam wszystkie swoje środki w biznes, który wydawał mi się tak oczywisty. To biznes, który zupełnie mi nie wyszedł.
Mówi Pani o własnej linii odzieżowej?
Tak. A dlaczego nie wyszedł? Bo nie znałam tej branży. Przeceniłam swoje możliwości finansowe. Okazuje się, że żeby zaistnieć na rynku, trzeba mieć ogromne wsparcie finansowe, najlepiej jeszcze jednego bądź dwóch inwestorów. Ja tego nie miałam. Wydawało mi się, że sama sobie poradzę. Ale to jest właśnie świadomość swoich słabych i mocnych stron. Skoro moją słabą stroną była niechęć do polegania na innych, bo „ja sama”, to wiedziałam, że w przyszłości muszę zacząć to poprawiać. To, co było kluczowe, to jednak to, że ja zawsze w głębi duszy czułam, że to nie moja bajka. Są przecież ludzie, którzy wtedy, kiedy pojawiają się trudności, skutecznie potrafią znaleźć i inwestora, i rozkręcić wszystko od nowa, wyjść nawet ze strasznego dołu. Ale ja wewnątrz czułam, że to nie jest to, co powinnam robić. Dzięki Bogu!
Jak więc uświadomić sobie swoje błędy, stanąć z nimi twarzą w twarz i zrobić kolejny krok?
Najpierw trzeba być ze sobą szczerym. Do tego potrzebna jest odwaga. Potem oczywiście konieczne są też odpowiednie narzędzia, które nam uświadomią, na jakim etapie życia jesteśmy, co na to życie miało do tej pory najlepszy wpływ, kim jesteśmy. Te elementy trzeba ze sobą poukładać – a to naprawdę nie jest takie bardzo trudne – i wtedy podjąć decyzję, w którą stronę idziemy, co teraz.
 

Należy pogodzić się ze stratą, wybaczyć sobie ten błąd, wybaczyć niewiedzę czy nieumiejętności i nie rozpaczać.

 
Wyciągnąć wnioski, znaleźć to co najlepsze, wycisnąć jak cytrynę każde trudne doświadczenie. Wtedy okaże się, że nie mamy w życiu porażek.
Umęczanie się i rozpamiętywanie tego, co było, to chyba nasza wspólna cecha?
Ależ oczywiście! Robimy to nagminnie i w życiu prywatnym, i w życiu biznesowym. Ciężko nam jest ruszyć do przodu. Mamy też niedobry nawyk zrzucania winy na czynniki zewnętrzne, na innych ludzi… A bardzo rzadko się okazuje, że to zewnętrzne czynniki miały na coś decydujący wpływ. Wiadomo, jeśli firma upada, bankrutuje, tracimy stanowisko pracy, to jest czynnik, który jest od nas niezależny. Ale co to nam daje? Nowe możliwości. Może nasze doświadczenie i kompetencje będą ogromną wartością w innej firmie? Ale są też przypadki, kiedy sami jesteśmy winni sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy, a szukamy winnych wszędzie, tylko nie w sobie. A to niestety prowadzi do popełniania kolejnych błędów, do powielania schematów, i później człowiekowi się wydaje, że nie jest na życiowym zakręcie, tylko na rondzie, bo się kręci w kółko.
Na czym polegają Pani warsztaty? Jakich narzędzi Pani używa?
Ludzie, którzy biorą udział w warsztatach, oprócz tego, że dowiadują się, jak działa nasz układ nerwowy, dlaczego w danych sytuacjach zachowujemy się tak, a nie inaczej, uczą się przede wszystkim, jak sobie z tym radzić i co pozwala na zachowanie dystansu. Bo stres jest absolutnie czynnikiem, który jest wpisany w nasz instynkt przetrwania, ale jeśli sobie z nim na dłuższą metę nie radzimy, to nas wyniszcza. To, co nas paraliżuje, to mechanizmy, na które – wydawałoby się – nie mamy wpływu. A nie mamy na nie wpływu tylko w początkowej fazie, kiedy jest wyrzut kortyzolu, epinefryny itd. Od tego więc zaczynam, to jest baza. Później przechodzę do bardzo konkretnych narzędzi, a zależą one od tematyki szkolenia: czy jest to budowanie zespołu, komunikacja czy właśnie praca na przykład na ekstremalnym stresie. Używam tu narzędzi, które są potrzebne do tego, by ten stres przekuć na swojego sprzymierzeńca i niwelować go tam, gdzie jest zupełnie niepotrzebny, zatruwa normalne funkcjonowanie i wykonywanie swojej pracy. Poza tym prowadzę oczywiście warsztaty dla kobiet dotyczące tego, jak radzić sobie z emocjami, bo my – mówię również o kobietach w biznesie – oprócz wspomnianej wspaniałej intuicji mamy też nadmiar emocji, którymi się zbyt często kierujemy.
Kiedy już określimy, co jest dla nas najważniejsze, podejmiemy decyzję, uwzględniając wszystkie czynniki, o których Pani mówiła, to jak utrzymać motywację na wysokim poziomie?
Na pewno idealnym sposobem jest pasja.
 

Tak naprawdę, jeśli to, co robimy, jest naszą pasją, to nie musimy w życiu pracować.

 
Ja jestem tego najlepszym przykładem. To, co robię, sprawia mi ogromną przyjemność. Nie muszę się motywować, żeby napisać nowy projekt, nowy program szkoleniowy, wymyślać nowe narzędzia, bo tym właśnie żyję. Moja podświadomość jest już na to nastawiona, cały czas wpadają mi więc w ręce nowe publikacje, nowe odkrycia. To jest fantastyczne.
 

Iwona Guzowska
fot. materiały prasowe Iwony Guzowskiej

 
A co zrobić, jeśli nie odnalazło się jeszcze swojej pasji?
Robić chociaż to, co się lubi. Coś, co nie budzi dyskomfortu, negatywnych emocji. Zaczynając od tego, już będzie dobrze.
Oczywiście, warto wziąć pod uwagę potrzeby rynku, jak się w nie wpasować. Historie różnych firm pokazują jednak, że można wybrać dziedzinę, która na rynku nie istnieje, albo jest marginalizowana, i to będzie strzał w dziesiątkę. To właśnie podążanie za intuicją i odwaga. Tylko warto też przy tym zrobić dobry plan i założyć na przykład, że nie wszystko wyjdzie zgodnie z założeniami. Jeśli tak, to co możemy wtedy zrobić? Życie i tak napisze wiele scenariuszy, tyle że lepiej, jeśli to my kreujemy swoją przyszłość i swoją rzeczywistość, niż to rzeczywistość zaskakuje nas.
Nie należy więc nastawiać się na sukces?
Nie należy oczekiwać niczego. Sukces ma być efektem ubocznym naszych działań, pasji, zaangażowania. I wtedy jest fantastycznie. Sukces sam w sobie nie jest żadną wartością. Sukces bardzo krótko żyje.
Dużo mówi się teraz o tym, jak osiągnąć sukces, jak mieć wyniki, ale czy tak naprawdę wiemy, co kryje się pod tymi słowami?
No właśnie… Wreszcie osiągamy swój wymarzony cel, który w naszym mniemaniu był właśnie sukcesem, ale na drugi dzień ten sukces jest już historią. Co teraz? I znowu się pojawia pustka.
Jaką radę dałaby Pani zatem przedsiębiorcom, którzy każdego dnia podnoszą rękawicę i boksują się z rzeczywistością, ale chcą wygrać tę walkę?
Przede wszystkim niech szukają sprzymierzeńców. Najpierw w sobie – niech sprawdzą, co jest ich mocną stroną, a gdzie zawalili. Niech zdobędą się na odwagę i zajrzą w głąb siebie. Niech rozłożą swoje karty na stół.
 

Ważnie jest, żeby wiedzieć, jaką talią gramy, jakie są nasze atuty, która karta jest słaba.

 
Niech zagrają tym, co mają – trzeba to rozegrać taktycznie. Ale to też wymaga odwagi – zagrać w otwarte karty ze sobą, zobaczyć, gdzie jeszcze możemy otrzymać wsparcie. Jeśli czegoś nam jeszcze brakuje, czegoś nie wiemy, trzeba znaleźć sposób, by tę wiedzę posiąść, żeby się czegoś nauczyć, podnieść swoje kwalifikacje.
Bardzo wielu przedsiębiorców korzysta na przykład z Bazy Usług Rozwojowych, to jest projekt unijny. Znajdują się tam projekty, które są refinansowane aż w 80 procentach. Programy są dostępne we wszystkich województwach, warto więc z nich korzystać. Jestem tam jednym z niespełna 500 certyfikowanych szkoleniowców. Warto przyjeżdżać też na konferencje tematyczne, branżowe. Tworzyć siatkę kontaktów, która jest niezwykle ważna. Czerpanie od innych inspiracji, wsparcia – to nie jest nic złego. To jest fantastyczne!
Bardzo dziękuję za rozmowę.

Dodaj komentarz